Tym razem w tekstowej formie „Vlevo dole” (tzw. „Trzecie czytanie Vlevo dole„, w którym prowadzący poruszają tematy które nie zmieściły się do wersji podcastowej), Václav Dolejší analizuje zaskakującą i nietypową rolę, jaką na czeskiej scenie politycznej przyjął lider ruchu ANO, Andrej Babiš. Zamiast skupiać się wyłącznie na własnej kampanii, Babiš, jako niemal pewny zwycięzca jesiennych wyborów parlamentarnych, wcielił się w rolę politycznego mediatora i „swata”. Jego celem jest jednoczenie skłóconych, mniejszych partii opozycyjnych, aby zapewnić im przekroczenie progu wyborczego i uniknąć powtórki scenariusza z 2021 roku, który pozostawił go w politycznej izolacji.

Jak wyjaśnia dziennikarz, motywacja Babiša jest prosta i wynika z bolesnej lekcji, jaką odebrał cztery lata temu. Wówczas wszyscy jego potencjalni, mniejsi partnerzy koalicyjni – socjaldemokraci, komuniści i ruch Přísaha – nieznacznie minęli się z progiem wyborczym, przez co ich głosy przepadły. W rezultacie Babiš, mimo zwycięstwa, został sam na placu boju, a jego jedynym możliwym sojusznikiem stała się skrajnie prawicowa partia SPD Tomia Okamury. Chcąc uniknąć sytuacji, w której byłby zdany na łaskę jednego, monopolistycznego partnera o ogromnym „potencjale szantażu”, Babiš postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i jeszcze przed wyborami zadbać o to, by mieć większy wybór potencjalnych koalicjantów.
Ta nowa taktyka jest postrzegana jako dowód na zaskakującą zdolność Babiša do autorefleksji i wyciągania wniosków z przeszłości. Polityk, znany ze swojego „drapieżnego DNA” i dążenia do eliminowania konkurencji, teraz poświęca cenny czas w kampanii na spotkania z liderami małych partii, odgrywając rolę eksperta od negocjacji i rozwiązywania konfliktów. Impulsem do tych działań miały być wiosenne sondaże, które pokazały, że oprócz jego własnego ruchu ANO i SPD Okamury, żadna inna partia opozycyjna nie może być pewna wejścia do parlamentu.
Pierwszy sukces w tej nowej roli Babiš odniósł na lewicy. Jak relacjonują prowadzący, to w dużej mierze dzięki jego presji, a także pomocy byłego prezydenta Miloša Zemana, udało się doprowadzić do wznowienia rozmów między skłóconymi liderkami – Kateřiną Konečną z bloku „Stačilo!” a Janą Maláčovą z partii socjaldemokratycznej (SOCDEM). Efektem tych nacisków jest powstanie wspólnej lewicowej listy, która ma zapobiec rozproszeniu głosów.
Obecnie Babiš próbuje powtórzyć ten manewr na prawicy, usiłując pogodzić skonfliktowanych liderów partii „Motoristé” (Petr Macinka) i ruchu „Přísaha” (Robert Šlachta). Zadanie to jest jednak znacznie trudniejsze. Chociaż ich wspólny start w wyborach europejskich przyniósł im fantastyczny wynik 10%, to dziś, startując osobno, obie formacje znajdują się poniżej progu wyborczego. Główną przeszkodą jest głęboka uraza Roberta Šlachty, byłego detektywa, który czuje się zdradzony i oszukany przez „Motorystów”, którzy po wspólnym sukcesie mieli go porzucić. Jego niechęć do współpracy jest tak silna, że w wywiadach używa wulgarnych sformułowań, by podkreślić, że nie zamierza ponownie paktować z Macinką. Babiš próbuje apelować do obu liderów, argumentując pragmatycznie, że tylko zjednoczeni mają szansę na sukces, a osobne starty oznaczają zmarnowanie głosów ich zwolenników.
Artykuł konkluduje, że po raz pierwszy w najnowszej historii Czech obserwujemy sytuację, w której faworyt wyborów, zamiast walczyć z mniejszymi partiami, aktywnie pomaga im przetrwać, aby zapewnić sobie komfortową pozycję po głosowaniu. To strategiczna gra, w której Babiš pokazuje nieoczekiwaną dalekowzroczność. Prowadzący spekulują nawet, że jego machinacje mogą sięgać dalej – być może próbuje on również zdestabilizować wewnętrznie czteropartyjny blok SPD, którego, jako potencjalnego partnera rządowego, musi się obawiać najbardziej.